[KILK! Tu znajdziecie nasz test]
NAMM 2018 HX Effects to kompaktowe urządzenie, które najlepiej da się opisać jako połączenie koncepcji znanej z multiefektu M9 i topowym modelerem Line 6 jakim jest Helix. Dla mnie jest to właściwie takie cyfrowe małżeństwo, bo zarówno stare „eM” jak i Helix wniosły do niego to co mają najlepsze.
Z M9 pozostały w nim wszystkie efekty, które zostały wzbogacone o wszystkie efekty z Helixa oraz algorytmy znane ze stomboksów DL4, MM4, FM4 i DM4, co w sumie daje prawie 200 pozycji! Nie znajdziemy tu co prawda emulacji wzmacniaczy, ale – to jest big news – w nowym multi nie zabrakło miejsca możliwość ładowania odpowiedzi impulsowych, tzw. IR-ów (128 miejsc do zapełnienia). Znajdziemy w nim też looper obsługiwany 6 przyciskami o parametrach takich jak w Heliksie.
Kiedy dokładnie wczytamy się w specyfikacje HXFX to okazuje się, że podobieństwa do serii M właściwie kończą się na samym przeznaczeniu tego urządzenia i odziedziczonych po niej w spadku efektach. Do tego można jeszcze dorzucić gabaryty nowego i starego multi (M9 jest nieco mniejszy) i na tym już naprawdę koniec.
Reszta to już tylko różnice, które powinny nas ucieszyć. Po pierwsze HX Effects w odróżnieniu np. do M13 pozwala zapiąć nie 4 efekty na raz, ale aż 9. Poza tym łańcuch jest elastyczny i możemy wybrać czy efekty łączone są szeregowo czy równolegle. Do tego dochodzi obsługa nie jednej, a dwóch zewnętrznych monofonicznych pętli efektów, które można ew. spiąć w jedną stereofoniczną.
Wystarczy również rzut oka na efekt i od razu widać, co jeszcze HXFX wziął z dużego Helixa. Jest to cały moduł sterownia, nawigacja poprzez małe ekraniki umieszczane na footswitchami, które są czułe na dotyk i dzięki tej funkcji nie wymagają nawet naciskania podczas programowania. Tak jak w Helixie możliwe jest również programowanie HXFX bez używania rąk.
Funkcjonalnie nowe urządzenie również przechyla się bardziej w stronę topowego Helixa niż zapatruje się na stare „eM”. Np. gniazda służące wcześniej do połącznia dwóch pedałów ekspresji teraz mogą być również wykorzystywane do sterownia kanałami wzmacniacza: zastępują do 4 przełączników. Czy za tym pójdzie potęga wysyłania komunikatów MIDI jakie mamy w dużym „Helku”? Nie wiem… Czekam na instrukcję i liczę, na to że tak będzie! Wtedy HX Effects może stać się nie dość, że poważnym konkurentem do Fractala FX8, ale też zostać kompaktowym centrum sterowania wzmacniaczem i innymi efektami. Już wiadomo, że HX Effects może być centrum sterowania wszechświatem z możliwością obsługi Scen i wysyłania różnorakich komunikatów MIDI z MMC włącznie.
HXFX według zapewnień Line 6 to ten sam niskoszumowy tor audio pracujący o zakresie dynamiki na poziomie 123 dB. Jeśli jesteśmy dźwiękowymi purystami to HX Effects daje możliwość wyboru pomiędzy sprzętowym true bypassem a przełączaniem cyfrowym poprzez DSP, zachowującym „ogony” wyłączanych efektów. Czy jest to ten sam procesor co w starszym bracie czy jednak inny tego jeszcze nie udało mi się dowiedzieć. Co ważne: HXFX ma też to samo DSP (jedno) co duży Helix. Znaczy to, że ma w sobie jakby połowę łańcucha, który można ułożyć w Helku, łącząc dwa tory audio.
Muszę powiedzieć, że HXFX zapowiada się bardzo interesująco. Raczej nic nie zapowiada, że Line 6 zdecyduje się w niedalekiej przyszłości na dołożenie do efektów jeszcze emulacji wzmacniaczy, tak by można było mieć ½ Helixa pod nogą. Ja bym się nie obraził, ale raczej spodziewałbym się nowego produktu.
Wymiary: 20,06×27,43×7,62 cm
Waga: 2,22 kg
Cena sugerowana w USA: 599,99 USD,
w Polsce ok. 2100 zł (według informacji uzyskanych od Yamaha Music Poland).
Info, zdjęcia, wideo: Line 6
One thought on “Nie byle jaki następca serii M: HX Effects”